Ponieważ poprzedni tytuł (pierwszej części) z użyciem słowa „blachosmród” wzbudził u niektórych niesmak, zgodnie z uprzejmym życzeniem poprawiłem tytuł na przyjemniejszy i politycznie poprawniejszy. Czy teraz jest ładnie? Czy jest poprawnie gramatycznie, politycznie i „po linii” rządowej? Czy teraz wszyscy „miłośnicy kolei” potulnie zgodzą się na budowę 5 tys. nowych dróg dwupasmowych i nie budowanie ani jednej linii kolejowej w parametrach XXI wieku? Czy eksperci i branża przyklaśnie planom inwestycyjnym 2014-2020, gdzie ZREZYGNOWANO z kontynuacji projektu linii „Y”!? - pyta na blogu Robert Wyszyński.
Tymczasem niedawno portal Rynku Kolejowego – mocą artykułu Jakuba Madrjasa (i chwała mu) - ogłosił, że:
„Wiceminister Marceli Niezgoda powiedział „Rynkowi Kolejowemu”, że w nowym Programie Operacyjnym Infrastruktura i Środowisko na transport przewidziane jest ponad 21 mld euro. – Wstępne założenia przewidują, że 40 procent tych środków zostanie wykorzystanych w sektorze kolejowym, ale dopiero konsultujemy te założenia, zarówno w kraju jak i z Komisją Europejską – mówi Niezgoda. Oznacza to ok 8,4 mld euro - 35,6 mld złotych. Co ważne, w tych pieniądzach nie jest ujęty transport miejski, na który miasta otrzymają dodatkowe środki z POIiŚ w ramach priorytetu Gospodarka Niskoemisyjna.”
Czyli – jeśli dodać do tego tzw. wkład własny – wyjdzie „pi razy oko” od 50 do 55 mld zł. na kolej (infra plus tabor). To sporo. To wielka kupa szmalu do wykorzystania – jak na krótkie 7 lat. No i pięknie! – można by zakrzyknąć. Wszyscy od lat postulowali za magiczną proporcją finansowania drogi/kolej w stosunku 60 do 40, no i prawie się ziściło (na razie wprawdzie teoretycznie), oczywiście pod słusznymi naciskami UE. W zasadzie można by skakać do góry jak te kangury ze znanej piosenki, gdyby... nie pewien dokument implementacyjny, który się pałęta po necie. Dowodzi on, że w perspektywie 2014 – 2020 – uwaga:
NIE UWZGLĘDNIONO JAKIEJKOLWIEK KONTYNUACJI PRZYGOTOWANIA BUDOWY PROJEKTU LINII „Y”!
Nie mówię o samej budowie, bo po wykonanym już zasadniczym studium wykonalności jest jeszcze kilka etapów (m.in. geodezja, wykupy gruntów, decyzje środowiskowe, pozwolenia budowlane, projekt wykonawczy etc.) W sumie – wedle wstępnego harmonogramu PLK, który przestawiłem w jednym z artykułów RK – co najmniej 6 lat prac przygotowawczych.
Przerwanie tych prac na 7 lat spowoduje zmarnowanie wykonanego już (skończonego!) SW oraz praktyczną likwidację budowy linii KDP „Y”. Przypomnę – wprowadzonej kilkuletnimi usilnymi wysiłkami OBECNEGO rządu do sieci TEN-T, która ma być gotowa do roku 2030. Oczywistym jest, że w przypadku braku kontynuacji prac przygotowawczych nie ma ŻADNYCH szans rozpoczęcia budowy linii „Y” w latach 2020-2022, co oznacza – ni mniej nie więcej – że do roku 2030 żadna prawdziwie szybka linia w Polsce nie będzie gotowa. Za to priorytet wciąż mają drogi ekspresowe i autostrady, których w Polsce w roku 2022 ma być 5300 kilometrów! Taki mamy rozwój zrównoważony transportu – bardziej zakłamanego i stronniczego mieć już nie można.
Kłamstwo ministra
Oznacza to również, że rząd oraz minister Sławomir Nowak zwyczajnie wszystkich wrednie OKŁAMAŁ w żywe oczy, mówiąc publicznie wiele razy, że jedynie przesuwamy budowę „Ygreka” poza rok 2020. Prawda jest taka, że obecne wytyczne wyraźnie pokazują że rząd REZYGNUJE z tej inwestycji w sensie całkowitym – reszta obiecanek i bajek o jakimś „przesunięciu” to była polityczna ściema dla uspokojenia gawiedzi. I nic więcej.
Czas, aby ta prawda dotarła do polityków i mamionych kłamstwami rządowymi samorządowców każdej warstwy: od marszałków Łodzi, Warszawy, Poznania i Wrocławia przez przedstawicieli wszystkich partii do przedstawicieli wszystkich gmin. Panie Godson i inni: wasza blachosmrodowa partia, mocą m.in. lobbystów motoryzacyjnych, kłamie w żywe oczy i śmieje się Wam, Łodzianom w nos - to samo dotyczy innych miast i regionów Polski.
Albowiem KDP „Y’ wraz z odnowioną CMK miało spoić CAŁĄ GŁÓWNĄ SIEĆ, wraz z siecią „dojazdową” do niej o parametrach 120 -160 km/h. Czyli kwestia dotyczy zarówno Lublina, Białegostoku, jak i Szczecina czy Jeleniej Góry. Dla zakneblowania wam ust proponuje się protezy, które – owszem, są bardzo potrzebne i zacne na kilka lat, do czasu wybudowania KDP – ale nie mogą i nie są rozwiązaniami docelowymi, chyba że ponownie włazimy na drzewa. Czas mówić o tym otwarcie – dlatego mówię. I mam nadzieje że reakcja na ordynarne kłamstwo będzie w pewnym okresie czasowym rozwijać się, niczym śnieżna kula.
Bo można wszystko jakoś wytłumaczyć, ale ordynarne okłamywanie społeczeństwa w kwestii transportowej (zasadniczej) wytłumaczenia mieć nie może – dlatego podobna treść „dla podbicia” bębenka prawdy, zostanie rozesłana do samorządów wojewódzkich i do wszelkich mediów ogólnopolskich oraz regionalnych. Niech wiedzą, nawet jeśli będą udawać partyjnie i „lojalnie” że nie wiedzą.
Wracając do tematu „blachosmród kontra pociąg” proponuje zabawę w pasażera i klienta. Mianowicie niech każdy - zgodnie ze swoimi indywidualnymi potrzebami, wymaganiami, odczuciami, gustami, fobiami, odczuciami lokomocyjnymi – szczerze pomyśli wymieni (z doświadczenia) zalety oraz wady podróżowania autem i pociągiem, ewentualnie autobusem i samolotem. Sam dam wzór, wiec zacznę i wypowiem się jak najbardziej subiektywnie o zaletach i wadach podróży pociągiem oraz autem.
Auto – wady:
-
Jako kierowca musze się koncentrować cały czas na jeździe, czyli nie mogę w tym momencie czytać, oglądać filmu czy internetu, dzwonić przez komórkę (prócz systemu głośno mówiącego). Nie mogę skupić się na ciekawych krajobrazach na trasie, co jest dla mnie dużą wadą kierowania autem
-
Muszę uważać na innych użytkowników dróg, nie zawsze odpowiedzialnych za siebie.
-
Wkurzają mnie korki, światła, debile za kierownicą itp.
-
Jednak jako pasażer jechać zasadniczo nie lubię, a już z tyłu nie znoszę – wtedy zasadniczo wolę pociąg
-
Czas jazdy „od drzwi do drzwi” jest zależny od różnych rzeczy: sytuacji na drodze, pogody, zamknięć drogowych (gdzie czynne jest jedno pasmo itp.) I tak na przykład trasa Brzeg – Wolsztyn może być pokonana w najlepszym razie w 3 godziny, a najdłużej jechałem... 6 godzin (korki, szczyt przed długim weekendem, prace drogowe)
Auto – zalety:
-
Wyjeżdżam „od drzwi” o dowolnej porze: kiedy mi się chce, teoretycznie nie ma tu ograniczeń.
-
Dobieram sobie towarzystwo, nikt nie powołany mi nie wsiądzie do auta – czyli jadę z kim chcę albo sam. Co daje pewien luz, a już na pewno wyklucza towarzystwo „z przypadku”, jakie można spotkać w pociągu
-
W dowolnej chwili mogę się zatrzymać dla dowolnej potrzeby. Ograniczeniem są autostrady i „eski”, gdzie wybór zatrzymania ograniczają lokalizacje MOP-ów i innych parkingów
-
W pewnym zakresie mogę regulować prędkość i czas przejazdu trasy. Jak mi się spieszy to jadę szybciej i zazwyczaj palę więcej paliwa, a jak nie – to jadę wolniej lub robię dłuższe postoje
-
Mogę napakować do bagażnika tylnego czy nawet dachowego praktycznie dowolną ilość bagażu, nawet jeśli jadę sam. W pociągu są pewne ograniczenia zarówno miejsca na bagaż jak i możliwości jego przeniesienia przez jedną osobę.
-
Jeśli podróż autem „od drzwi do drzwi” trwa PODOBNĄ lub nieco dłuższą ilość czasu co pociągiem – licząc z utrudnieniami i korkami – to wybieram auto, chyba że preferencja pociągu ma inne zalety (cena, komfort, wybór miejsca, „mikolstwo” itp.). Czyli jeśli z Wrocławia do Warszawy autem zajadę w 4 godziny lub nawet w 4,5 godziny (a pociągiem Pendolino „poniżej 4 godzin” lub TLK w ponad 5 h), to najpewniej wybiorę auto, które daje mi większą mobilność, decyzyjność, swobodę osobistą oraz możliwość zmiany trasy lub postojów.
Pociąg – wady
-
Nie jestem fanem przedziałów, chyba że jadę w towarzystwie (co jest rzadsze niż częstsze). Poza tym nie uznaję innego miejsca jak przy oknie – jako Mikol i pasażer tak lubię i za to chcę płacić. Chyba że nie mam wyboru, ale „w środku” przedziału, czyli pomiędzy i tak nie usiądę. Ostatecznie przy drzwiach. Dlaczego nie uwielbiam przedziałów? Bo w przedziale ludzie siedzą naprzeciwlegle. Czyli – przy dłuższej trasie – jestem „narażony” (inni również) na stałą mimowolną obserwację. Ani się podrapać po plecach, o tyłku nie mówiąc, a już dłubać w nosie to obraza boska. Jak coś jem czy piję, to też jestem na „scenie”, a lubię prywatność. A już nachalne oglądanie trasy lub – o zgrozo – filmowanie jej fragmentów, wzbudza pytające miny współpasażerów. Dlatego preferuje układ foteli ułożonych rzędami - wtedy nie ma „gapiów”, no chyba że z boku, ale to jest o wiele lepsze. Jest minimum prywatności, mogę się np. krzywić do woli, choć z drapaniem czy dłubaniem też nietęgo...
-
Jako palący potrafię się wstrzymać nawet na 5 godzin podróży EIC czy TLK, ale jest to niewygodne - poza tym wielu palących tego nie potrafi i ja ich rozumiem. W aucie – o ile nie przeszkadza to współpasasażerom – mogę sobie kopcić jak smok czy petucha na rozpałce. Wprowadzenie zakazu palenia z pewnością pozbawiło kolej licznych klientów. Rozwiązaniem są wagony dla palących (nie przedziały, bo wtedy się rozchodzi po całym wagonie przez klimę lub nawiew itp.)
-
Nie mam wpływu na dobór współpasażerów, szczególnie po wprowadzeniu miejscówek w TLK. Jak się trafi ktoś nachalny, zaczepialski i gadatliwy (a chcę mieć spokój i np. skupić na myśleniu, nie myśleniu, medytowaniu, trasie, prędkościach itp.), to mnie zaczyna trafiać i atmosfera staje się nieprzyjemna. Na krótkiej trasie jest to do zniesienia, ale na długiej zniechęca do pociągu
-
Czas jazdy. Jeśli jest taki sam jak autem, to przy podobnych kosztach wybiorę auto. Przy kilku pasażerach, dzielących koszty paliwa, nie ma o czym mówić – pociąg przegrywa w cuglach, nawet jeśli będzie to galaktyczny dziobak. Jeśli jazda jest o 1/3 krótsza niż autem, to się zastanowię. Jeśli jest o połowę krótsza (lub jeszcze bardziej) – wybiorę pociąg. Czyli na CMK pociąg będzie na razie górą (tzn. od grudnia 2014), ale już na E 20 Poznań – Warszawa już niekoniecznie (co widać po spadających przewozach)
-
Jeśli na sieć Pendolino nie będzie takiego wyboru miejsca jak jest w czeskim pendo (gdzie na grafiku wybieram sobie DOWOLNE miejsce, oczywiście kupując bilet odpowiednio wcześniej, bo przed samym wyjazdem może być już dawno zajęte), to nie będę zbyt częstym klientem. Przykład z Czech: wybieram wagon 7 (bo pierwszy, czyli silnikowy), siedzenie nr (jakiś tam), bo pojedyncze, bo po prawej stronie, bo przy PEŁNYM oknie, bo w kierunku jazdy, bo od strony nie słonecznej. Czeskie pendo mają STAŁE kierunki jazdy, to znaczy że wybierając dany fotel wiem, że pojadę, siedząc do przodu, czyli w kierunku jazdy. W polskich pociągach NIGDY nie wiem w jakim kierunku pojadę (tyłem czy przodem). A to ma niebagatelne znaczenie! Dla wielu wręcz zasadnicze dla wyboru pociągu lub rezygnacji z niego
Pociąg – zalety
I tu prośba do Was, jako Czytelników bloga i portalu. ZNACIE jakieś zalety pociągów stosunku do auta (bo może takich nie ma...)? To proszę napiszcie.
W kolejnym tekście blogowym napiszę o dokumencie implementacyjnym 2014-2020, nie zawierającym budowy (kontynuacji projektu) Y-eka. Ale za to zawierającym kontrowersyjne propozycje finansowania budowy linii „piekielnej”, „pyrzowickiej” oraz arcykuriozalnej jednotorówki Modlin – Płock. Wszystkie te POLITYCZNE propozycje nie mają nawet wykonanego studium wykonalności, stąd choćby ich rozpoczęcie do 2020 roku jest wielce wątpliwe. Linia Y - najbardziej uzasadniona ekonomicznie i gospodarczo - ma właśnie SKOŃCZONE studium wykonalności – z POZYTYWNĄ rekomendacją profesjonalnych analityków i te inwestycję się katrupi w imię rządowych kaprysów lobby motoryzacyjnego i paliwowego. Co jest sabotażem na rozwoju kolei, skandalem na skalę państwa polskiego i my – jako społeczeństwo płacące podatki na urzędników i polityków - nie mamy prawa do tego dopuścić! Jest jeszcze czas, aby zmienić ową arcy szkodliwą decyzję.